środa, 7 lutego 2018

Nowelizacja IPN

Czytam kolejne artykuły o nowelizacji ustawy o IPN i ręce opadają, że aż nie mogłem pisać. Właściwie wszystko zostało już powiedziane (szczególnie ciepło wspominam słowa napisane przez siostrę Marię Krystynę Rottenberg), ale jeden szczegół przykuł moją uwagę. Minister spraw zagranicznych Niemiec, pan Sigmar Gabriel w obronie Polskich racji potwierdził, że za organizacją Holocaustu stał naród Niemiecki, a rola kolaborantów z innych narodów była marginalna. Oświadczenie mocne, powiedziałbym, że aż za bardzo, bo to nie naród niemiecki przeprowadził Holocaust, ale grupa owładniętych rządzą władzy i krwi nazistów. Jednak przy biernym przyzwoleniu większości społeczeństwa (nie całego jednak, gdyż bohaterowie wśród Niemców też się zdarzali).

Czy Niemcy tracą cokolwiek na takiej deklaracji? Nie sądzę. Czy zyskują? Może spokój sumienia i opinię sprawiedliwych. Winni zbrodni dawno już nie żyją, obecni Niemcy nie mają z nimi nic wspólnego. Nie musieliby posypywać głów popiołem, a jednak to zrobili. I to dla Polaków - pieniaczy, którzy na dodatek straszą absurdalnymi (po ponad pół wieku i to od państwa, które i tak łoży spore pieniądze na nasz rozwój) żądaniami reparacyjnymi.

A my? Nikt nigdy państwa polskiego nie oskarżał o zbrodnie na Żydach, a wspominano jedynie o polskich mordercach Żydów. Antysemitów było w Polsce wielu, a jest pewnie jeszcze więcej. Gdyby dziś organizowano Holocaust, nie wiem czy państwo PiSowskie by go nie poparło (wystarczy poczytać transparenty jego zwolenników z pielgrzymek kibolskich i demonstracji nacjonalistów, posłuchać co mówi o przenoszących choroby imigrantach, czy popatrzeć na szubienice, które szykuje dla myślących inaczej). PiS niejednokrotnie zaprzeczał istnieniu antysemitów/faszystów w Polsce, najpierw po marszu niepodległości, a teraz ustawą o IPNie. Zaprzeczenie jednak nie rozwiązuje problemu, a w dobie globalizacji nie da się problemów zamieść po dywan. Co PiSowski wyborca kupi nie przekona opinii publicznej za granicą, która nie ogranicza się do TVP, wSieci, Trwam czy Naszego Dziennika.

A dla odmiany co by nas kosztowało publiczne przyznanie, że antysemici w Polsce byli? To znacznie mniejszy problem niż wzięcie na siebie ciężaru Holocaustu przez Niemców. Ile osób na świecie rozmawia teraz o Polskich bohaterach pomagających Żydom? Ile natomiast słyszało o odradzającym się w Polsce naziźmie, wspieranym i wybielanym na poziomie rządowym? I ilu zostało nam za granicą przyjaciół? Myślałem niedawno, że gorzej już być nie może, ale się myliłem. Kiedy patrzę na mapę to zaczynam się zastanawiać kiedy wstąpimy do Unii Eurazjatyckiej. Jedyne ciepłe słowa dla Polski spłynęły ostatnio od Ramzana Kadyrowa...

Co do nieszczęśliwego tłumaczenia "polskich obozów" to uważam je za problem marginalny. Oczywiście należy stwierdzenie to prostować, jednak zwróćmy uwagę, że poważni gracze nie używają tego zwrotu. Jeśli zaś będziemy szyć polskie prawo na miarę wszelkich światowych marginesów i ekscesów to spędzimy na tym następne lata i budżety, a nasze dzieci nie będą miały gdzie pracować i co jeść. Kompletnie nie rozumiem jak Kaczyński sobie wyobraża ściganie np. dziennikarzy z zachodnich brukowców za takie słowa. Ponieważ wierzę, że jest na to zbyt inteligentny to jestem przekonany, że to ruch pod własny elektorat, ale trudno o kosztowniejszy manewr.

Najbardziej stracą na nim właśnie nasze dzieci. Bo my jakoś przeżyjemy, a one odziedziczą kraj wyizolowany, samotny, zamknięty i bez perspektyw. My wyjeżdżaliśmy gdzie chcieliśmy, pracowaliśmy za granicą, zwiedzaliśmy, świat mamy oswojony. A im będzie to znów odebrane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uprzejmie proszę o komentarze merytoryczne. Trolle nie będą publikowane.